Piękna Pani w sukni zwiewnej pojawiła się w Kosmosie
O jej względy nie zbiegał Nikt, Nikt jej o nic też nie prosił
Migocząca gwiazd tysiącem okalała świat harmonią
Układała zamęt myśli na wpół przezroczystą dłonią
Dumna, piękna zimna zjawia przerażała ludzi prostych
Te jej włosy w warkocz spięte, wyraz twarzy taki ostry
Szła przez świat i pod jej stopą ład natychmiast rósł świetlisty
Tam gdzie chaos i gdzie burza wnet powstawał potok bystry
Tam gdzie zamęt, zamieszczanie przewalało się w odmętach
Zostawiała świt, powstanie, świty i zmierzchy w czasu okrętach...
Nagle na swej ciemnej drodze, drodze odkrywcy, żołnierza
Spotkała Ona błędnej myśli rycerza
Stanąwszy przed nim, uśmiechnęła się dumnie
On spojrzał jej w oczy – od dziś – rzekł – mieszkasz u mnie
Pocałunkiem długim przypieczętowali w ten czas
Świat, człowieka, siebie ... nas
Piękna Pani w sukni zwiewnej
idzie wolno pośród traw
Ledwo westchnie ledwo ziewnie a przejrzystym się staje świat
Za nią biegnie dzieci sznurek, skaczą tulą się do siebie
Każde inny ma mundurek, każde w swoim własnym niebie
Zimna Pani, sroga matka, czasem tylko się odwróci
I ust białych koralami kołysankę dzieciom nuci:
Nie przychodzę was oceniać, nie
przychodzę też was karcić
W bałaganie myśli, serca można
czasem się zatracić
Więc dotknijcie moich dłoni,
powąchajcie skraj mej szaty,
Niech spokojne będą głowy, idźcie
prosto moje skrzaty ...
Pani sroga Pani władcza, świat nasz zdobi w szachownicę
I otwiera mrozem uszy, gdy udaję, że nie słyszę
Pani szuflad, wzorów matka, sens nadaje celowości
Mogę złapać ją za rękę, uciec wszak nie będzie prościej