poniedziałek, 14 marca 2022

(Co to jest?) W o j n a


Co to jest wojna? - zapytało kochanie.

Dla mamy to było straszne pytanie,

I głos jej zamarł w gardle, gdy spojrzała na malucha,

A on patrzył na nią, czekał i słuchał.

 

Wojna? a gdzie usłyszałeś to słowo? -

Spytała mama z nadzieją, że może to jednak pomyłka,

Może chodzi tylko o wyraz, co dźwięczy tak samo 

Zamienić literki to przecież chwilka …

 


Nadzieja i strach w mamy oczach prawie zniechęciły pytacza,

Ale teraz tym bardziej, maluch chce wiedzieć - co to oznacza?

Powtórz kochanie to słowo – łagodnym tonem potwierdza mama,

Liczy na zbieżność długości lub dźwięku, odpowiedź jest jednak ta sama.

 

Maluch otwiera szeroko oczka, rączki wyciąga do matki,

A ona otwiera usta, zamyka, całuje pulchne łapki.

Bierze na ręce swoje maleństwo, sadza go na kocyku,

Powiedz! – dziecięcy głosik nalega – mówili to dziś w dzienniku.

 

Kobieta siada spokojnie przy dziecku, choć włosy poprawia nerwowo,

- Cóż więc, kochanie, skoro na pewno, to ja Ci o wojnie opowiem.

Powiedz mi tylko czy w tym dzienniku, widziałeś obrazki, gdy było to słowo?

Malec przytula się nagle do matki, i cicho mówi – nie wiem.

 

Mama, jak tylko matki potrafią, głaszcze malucha po plecach,

Ciepłym dotykiem koi wspomnienia, nowego słowa obrazu,

- No dobrze – mówi w końcu spokojnie i nawet się trochę uśmiecha,

- Nie musisz bać się moje maleństwo, nie trzeba bać się wyrazu.

 

 

Maluch rozluźnia się przez to głaskanie i znów ciekawość wygrywa,

- Widziałem jakiś zburzony budynek pod nim ktoś krzyczał w kamerę,

Szybko i nic nie rozumiałem, ktoś z tyłu też płakał tam, chyba;

To słowo, wojna, pan mówił, co z boku jechał dziwnym rowerem…

 

Potem dziadek mnie w drzwiach zauważył,

I więcej to na pewno nie wiem już nic,

No tylko może, że dziadek się zmartwił,

Telewizor wyłączył głośnym „klik”.

 

Pytał czemu się tak zakradam,

Czy jestem głodny, czy chcę coś do picia,

Mówił, że coś tam, to jakiś skandal,

I, że chciał dla mnie lżejszego życia.

 

Ale jak chciałem go o coś spytać,

To biegał po kuchni i nie dał mi mówić,

Trzy razy szedł do szafki coś pisać,

I lepić zaczął pierogi.

 

I pyszne były i jadłem dokładkę,

Tylko się boję o dziadka,

Bo go ten dziennik coś zdenerwował,

Mówiłem, że była dokładka?

 

I pomyślałem, że ta Wojna może,

To jakaś koleżanka, co jej babcia nie lubi,

I biedny dziadek po prostu nie może,

Lub nie chce o niej mówić?

 

Ale jak zapytałaś mnie o obrazki,

To tak mi się dziwnie zrobiło,

I takie przeszły mnie zimne ciarki,

I pomyślałem, że coś pomyliłem.

 

Mama cmoknęła zaczerwienione policzki,

I powiedziała – dziękuję.

Wojna, to nie koleżanka, nie nosi spódniczki,

Ale domyślam się jak się czujesz.

 

Widzisz, dziadek się zdenerwował,

Bo choć ta wojna to nie żadna kobieta,

To dziadek już kiedyś wojnę poznał,

I wie, że babcia ją też pamięta.

 

Przestraszył się pewnie, bo miał nadzieję,

Że Ty i ja jej nigdy nie poznamy,

A jak o niej rozmawiać, nikt chyba nie wie,

No ale my się postaramy.

 

Mama zmieniła pozycję na kocu,

Sięgnęła z fotela po pana królika,

Westchnęła, odwagę zebrała w końcu,

Udała, że królik do dziecka pomyka.

 

I wprost z mamy ręki królik wyskoczył,

Pod pachę małego skrzata,

Malec pluszaka mocno przytulił,

I go za uchem podrapał.

 

Uśmiechnął się szczerze,

Spojrzał na mamę odważnie,

- Jak powiesz to Ci uwierzę

Powiedział poważnie.

 

Oblizał wargi językiem

I dodał z dziecięcą nadzieją

- A potem pomówię z dziadkiem,

Niech się z babcią nie boją.

 

Ramiona matki objęły go szybko,

lecz zaraz wróciły na miejsce na kocu,

- Tylko, proszę, powiedz mi wszystko,

Co to jest ta wojna w końcu? –

 

- Kochanie moje – zaczęła mama

Wojna to słowo bardzo stare,

Miewa różne choć podobne znaczenia,

Nawet w Biblii było używane.

 

- W Biblii, tej, co babcia czyta w niedzielę?-

Wtrącił pytanie malec, z miną mędrca,

- Tak, wszystkiego sama nie wiem,

Ale to jeszcze pamiętam.

 

I w Biblii, która jest bardzo stara,

I opowieści w niej jest bardzo wiele,

Wojna to walka, ogień i jest czerwona,

Co jest w miarę zgodne z ogólnym znaczeniem.

 

Wiesz co to ogień, - dziecko kiwa głową,

Choć wie, że to nie było pytanie,

Dodaje – a walka to jak ktoś się bije

I trzeba pobiec powiedzieć mamie.

 

Mama głaszcze malucha po głowie,

Uśmiecha się czule – tak to właśnie to.

A czy zrozumiesz jak powiem,

Że wojna to również zło?

 

Dziecko teatralnie, drapie się po brodzie,

- To robienie komuś przykrości i bycie niemiłym,

Zło to coś czego nie wolno, nawet w głowie,

To być niegrzecznym i złośliwym.

 

To jak ktoś krzyczy na kogoś,

Albo coś komuś zabiera,

Albo jak mocno popycha,

I kiedy mówi: cholera.

 

Przy tym ostatnim wyrazie

Malec zniżył głos,

Zaczerwienił się bardzo,

A mama cmoknęła go w nos.

 

I Potwierdziła odpowiedź,

- Masz całkowitą rację, mądralo

To takie zło na co dzień,

(I nic się nie stało). -

 

Mama się uśmiechnęła,

Szkrab czuł, że to przez „cholera”,

I też się uśmiechnął bo wiedział,

Że mama wie, czemu to powiedział.

 

A ona przełknęła ślinę,

I tłumaczyła dalej,

Teraz miała poważną minę,

Zło nie jest miłe wcale.

 

- Przez takie zło na co dzień,

Czasem nam smutno, płaczemy,

Czasem robimy komuś przykrość,

Choć wcale tego nie chcemy.

 

Wojna oznacza też zło,

Ale większe od tego co znamy,

Jakby kłóciły się kraje, Państwa,

Biły się i mocno się popychały.

 

W czasie wojny, wychodzą żołnierze,

Żeby walczyć z innymi żołnierzami,

I nie tylko popychają, tak szczerze,

Biją się różnymi rzeczami.

 

Mają karabiny, czołgi, statki i samoloty,

I broń, która niszczyć może

Całe budynki, ulice, i płoty.

I nie ma wygranych w tym sporze.

 

- Jak to, nikt nie wygrywa?

Pyta zdziwione maleństwo,

- Żołnierze to przecież odwaga,

To honor i męstwo.

 

W bajkach jak walczą rycerze,

To zawsze się kończy zgodą,

Czy ci żołnierze od wojny,

Pogodzić się nie mogą? –

 

Mama patrzy na kocyk,

Potem podnosi wzrok,

- Wojna, jest inna niż bajka,

I może trwać nawet rok.

 

Widzisz kochanie, niestety

Wojna się różni od bajek,

Nie każdy żołnierz to rycerz,

Czasem nie godzą się wcale.

 

Żołnierz to taki zawód, to praca,

I kiedy oni walczą na wojnie,

Nie każdy z tej pracy do domu wraca,

Bo czasem nie można wrócić spokojnie.

 

Nie ma przerw w takiej pracy,

Czy możliwości wzięcia wolnego,

I często się nie chce tam jechać,

Lecz trzeba słuchać szefa swojego.-

 

 

Maluch zmarszczył czoło,

- To jakaś głupia praca.

Trzeba być złym na okrągło,

I do dziecka się na noc nie wraca.-

 

Mama go przytuliła, i rzekła

- Zupełnie się z Tobą zgadzam,

Ale to tylko jak wojna,

W tej pracy jest taki bałagan.

 

Normalnie żołnierze wracają do domu,

Bawią się z dziećmi, jedzą kolację,

I poza czasem, kiedy są w pracy,

Zwyczajnie jeżdżą na wakacje.-

 

- To po co ta wojna, jeśli jest zła

Jeśli nikt jej nie lubi i nie chce,

Rozumiem, tylko trochę,

Nie wszystko rozumiem jeszcze.-

 

Mama widziała po minie malucha,

Że nie wie czy się złościć czy smucić,

Starała się wyjaśnić, bo wciąż jej słuchał,

Choć sama zaczęła się gubić.

 

- Ja też dokładnie nie rozumiem,

Choć niektórzy wymyślają różne powody.

Władcy walczą czasem o ziemię,

Kiedyś były wojny o dostęp do wody.

 

Ci, co rządzą całymi krajami,

Tak, jak kiedyś królowie,

Czasem chcą więcej jeszcze niż mają,

I wywołują wojnę.

 

Osobiście mi się wydaje,

Że to nie są dobre osoby,

I obyśmy ich nigdy nie spotkali,

I oby poszli po rozum do głowy.

 

Trzeba nam jednak wiedzieć,

Że kiedy jest wojna na świecie,

Należy być bardziej ostrożnym,

I dzielnym, odważne me dziecię.

 

Czasem jak inni się biją,

To jest zamieszanie tak duże,

Że w miastach syreny wyją,

I wybuchy są w niebie, tam w górze;

 

Jak fajerwerki, tylko większe,

I mniej kolorowe,

I trzeba uważać, żeby na dworze,

Nie spadło nam nic na głowę.

 

Czasem, jak walczą żołnierze,

A ktoś się znajdzie zbyt blisko,

To też może zostać ranny,

I może boleć go wszystko.

 

Trzeba być więc uważnym,

I trzymać się od walki z daleka,

I pomagać tym którzy przez wojnę,

Musieli uciekać.

 

Czasem, kogoś przestraszą hałasy,

Lub w tłumie ludzi się zgubi,

Wojna to takie czasy,

Których nikt nie lubi.

 

Dlatego, właśnie najbardziej

Musimy sobie pomagać,

Być dzielni, ostrożni i mili,

Dla każdego sąsiada.

 

Trzeba się trzymać z daleka,

Od niebezpiecznego zamieszania,

Nie trzeba się bać, ale trzeba

Słuchać co mówi dziadek lub mama.

 

I czasem trzeba się schować w piwnicy,

Czasem pojechać do wujka lub cioci,

Czasem pozwolić nocować komuś z ulicy,

Lub oddać połowę świątecznych łakoci,

 

Mam nadzieję, że żadna wojna,

Nigdy do nas nie przyjdzie,

Teraz jest bezpiecznie i jestem spokojna,

Strachu z dziennika u nas nie będzie.

 

Ale jeśli gdzieś na świecie,

Wojna się zaczęła,

To moje drogie dziecię,

Podwójnie dobrym być trzeba.-

 

- Będę! – krzyknęło maleństwo,

- Będę bardzo dobry,

Zjem i warzywa i mięsko,

Nie będzie żadnej wojny!

 

A jeśli będzie trzeba,

Oddam słodycze i dżem,

Żeby nikt nie był głodny,

I jadł ładnie jak ja jem!

 

Mamusiu, ale na pewno,

Nie musimy bać? -

- Tak. Tutaj jest bezpiecznie,

Możemy spokojnie iść spać.

 

I obiecuję Ci skarbie,

Że nic nam się nie stanie,

Nie trzeba nam bać się wojny,

Choć może przerazić, kochanie.

 

- Dziadek to się chyba boi trochę–

Powiedział skarb ze strachem,

- Tej wojny z dziennika i krzyków co potem,

I ja chyba też – dodał szeptem.

 

Mama objęła malucha ramieniem,

Pewnie i ciepło, jak umie tylko matka,

- Nie trzeba się bać, bo ja wiem,

Choć straszna jest każda walka,

 

Choć wojna czasem nie kończy się zgodą,

I trwać może bardzo długo,

To nawet wojny trwać wiecznie nie mogą,

I nie spotykają każdego.

 

Zawsze jeśli ktoś jest smutny,

Albo go coś boli, czy tęskni za domem,

Świat wydaje nam się okrutny,

I przykro nam się robi.

 

Jeśli ktoś krzyczy, płacze, ucieka,

To zawsze mu współczujemy,

Ale dzięki temu, nawet gdy jest z daleka,

To zawsze mu pomożemy

 

I będzie trochę mniej zła na świecie,

I kiedy inni też będą pomagać,

A wojna skończy się kiedyś przecież,

Znów będzie radość, wakacje, zabawa.

 

Będziemy mogli co weekend jeść lody,

Chodzić na spacery,

A jak ktoś będzie chciał znów robić wojnę,

Poślemy go w cholerę! –

 

Ten ostatni wyraz,

Mama powiedziała głośniej,

Zaśmiała się po tym zaraz,

Aż malec zapiszczał radośnie.

 

Zaczerwienił się trochę,

I cmoknął mamę w nos.

Przy niej czuł się bezpiecznie,

I wierzył w spokojną noc.

 

Poprawił mu się humor,

Choć złościła go cała ta wojna,

Nie wszystko jeszcze rozumiał,

Lecz mama była spokojna.

 

I miał nadzieję, że dziadek

Też może się nie boi,

Też wkurzył się pewnie na wojnę,

Wkurzony lepi pierogi.

 

Maluch rozumiał tę złość,

I wiedział, że złość przechodzi,

Kiedy rozśmiesza Cię mama,

Kiedy smakują pierogi.

 

 

 

Mogę się jeszcze pobawić? - zapytało kochanie.

A mama przyjęła z ulgą, to zwykłe pytanie,

I uśmiechnęła się czule, gdy spojrzała na malucha,

A on patrzył na nią, czekał i słuchał.

 

Pewnie. Ale krótko, bo zaraz kolacja i spać-

Powiedziała mama z nadzieją, że nie ma się czego bać,

Może ta wojna w dzienniku, to tylko pomyłka …

Zrobić wiele hałasu o nic, to przecież chwilka …

 

 

Nadzieja i strach w mamy oczach nie zostały zauważone przez pytacza,

On już drewniane pojazdy, z pudła na koc wytaczał,

Kocham Cię mój skarbie – Cicho powiedziała mama,

Bez względu na wszystkie wojny, on będzie bezpieczny – to jedno akurat wiedziała.




środa, 1 grudnia 2021

Alicje idą na front

Las jest przyjacielem świata 
I schronieniem partyzantki
Również tego,  co nie lata
Co ma w rękach łez kajdanki 

Tajne służby złego stracha
Retoryki czarnej mistrza
Chmarą w las zaczęły skakać 
A co jeden większy bystrzak

Uzbrojeni w dźwięk bzyczenia 
Licznie krzewy obsiadają
I choć sensu nic w tym nie ma
To gdzie jedzą tam też srają

Wyszkolona i posłuszna
Czarna masa to zagłady
Wiedzą, że ich sprawa słuszna
A po za tym moc zabawy

Obijają się w zieleni 
Poszukując wzrokiem kobiet
Czasem ktoś się zarumieni
Gdy zobaczy gołą nogę 

Gdy w szeregu chaotycznym
Uzbrojonym w szczątki baśni
Nie wojskowym a magicznym
Prą dziewczęta coraz ciaśniej

I zbliżają się do granic
Gdzie już prawa słychać echo
I zakazy mają za nic
Chociaż miasto niedaleko

Ta pielgrzymka prosto z ziemi
Orszak kwiatów- jak poganie 
Cóż, że ktoś je pragnie zmienić 
Całą chmarą trzeba na nie

Więc owady wściekłym tłumem
Atakują wianków kwiaty 
Jak w pogoni za rozumem
Uderzają w liść kosmaty

Rozszarpują słodkie płatki 
I wplątują się we włosy 
Brudny odwłok wycierają 
W te słowiańskie złote kłosy

Uciążliwie, bez litości 
Raz ze środka raz z obrzeża
W czyn wcielają straszny pościg 
Plagą bezdurnego zwierza

I niestety często chmara
Uporczywym przeszkadzaniem
Kładzie wolność na kolana
Lub po gaju ją rozgania

Pierwszą linią są obrony
Choć nie wiedzą nawet czego
Chętnie włażą w pantalony
Radość wielką mają z tego

A las tylko szumi gniewnie
Jest schronieniem partyzantki
Nie przeraża go bzyczenie
Skryją liście cień bahantki

Na polanie wnet odpocznie
Dziewczę co ze snu wyrwane
Zje ciasteczko i urośnie 
Nic na wieczność nie jest dane

 


Stories by Klaudia KiKi on Medium

Życzenia - zbiór