wtorek, 24 grudnia 2019

życzenia

Święta to taki czas dziwaczny
Kiedy karp z głową nawet smaczny
Kiedy kilkudniowe bieganie bez tchu
Kończy się tam gdzie zastawiony stół 

Święta trwają tylko chwilę 
I mamy z tego tylko tyle
Że nowe rzeczy do rozpakowania
I zakwasy również od uśmiechania ...

A jednak niech w święta 
Kazdy z nas pamięta 
Że nawet kiedy cały rok bez tchu
To odpocząć możemy właśnie tu

Bo na święta się wraca do domu
A dom jest tam gdzie rodzina
Więc niech nie zniechęca nas dzisiaj
Niczyja skwaszona mina

Bo święta to czas dziwaczny taki
Kiedy dając sobie buziaki
Mimo że przez rok zapomnieć mogliśmy 
Przypominamy sobie, że się kochaliśmy

Więc życzę Wam dzisiaj złapania tchu
Niech spełnianie marzeń zacznie się dzisiaj, bezwzględu gdzie, właśnie tu 

sobota, 21 grudnia 2019

Kule celnie wymierzone

A gdybym zamarła...
I zmarła

Przygnieciona naukami kościoła
Który stoi tam, gdzie powinna stać szkoła

A gdybym zamarła...
I zmarła 

Z braku tlenu gdy zmarznięte drzewa wszystkie
Zostały przerobione na transparenty proekologiczne

I gdybym zamarła...
I zmarła 

Nie dając rady pracować na swoją rodzinę
I wszystkich w kraju co tego nie robią, bo dla nich za mało 5 zł za godzinę 

I gdybym zamarła...
I zmarła 

Na emeryturze za 1000 zł 
przy której ani ja nie zjem ani moje koty 

I gdybym zamarła 
I zamiast zemrzeć 
Rozłożyłabym nogi
I wyrzucała z siebie dzieci jak na święta pierogi 
I nie wiedząc czyim kosztem wyciągała bym rękę 
Po pieluchy, mieszkanie czy nową sukienkę 
I nosiłabym gniewnie
Na barkach niezmęczonych 
Wszystkich uczciwie pracujących i ich dzieci i matki i żony...

A gdybym zamarła...
I zmarła 

Zaraz po strzale sprawnie zadanym
Przez tych co wieksząścią w sejmie,
Przepychają kolejne ustawy...
Jak kule wymierzone celnie... w Ciebie i we mnie...

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Porządek 3

Człowiek pierwotny


Naturalnym rzeczy stanem
Jest porządku zachowanie

Kiedy człowiek żył w jaskini
To nie znosił tam kamieni
A jak miał je jako meble
To jedynie te potrzebne
Skórą ciepłą je przykrywał
Przy ognisku się ogrzewał
I nie myślał nawet wcale
Żeby rzucać coś niedbale

Wszystko swoje miejsce miało
I z kolacji co zostało,
I kosteczki, i maczugi,
Dzidy, co jak drzewo długie,
Łóżko dzieci i zabawki,
Patyczki, listki i kwiatki,
Dłutka i pierwsze farby
Do obrazów - tych naskalnych
Równo przy jaskini ścianie,
By ułatwić malowanie,
A jak coś się nabrudziło,
Zachlapało, obsypało,
Zaraz praszczur nasz z rodziną,
Brał się szybko za sprzątanie,
Żonę wołał swą: kochanie!
Pora jest na zamiatanie!

Żona brała szybko szczotkę
Jakąś jaskiniową zmiotkę
Babcie wodę rozlewały,
Kamień dzielnie szorowały,
Tata sam wynosił śmieci,
A, że kochał swoje dzieci,
Czasem wracał już z obiadem,
Grzybem, żabą, jakimś gadem …

Dzieci jak to dzieci lubią,
Coś tam znajdą, coś tam zgubią,
Ale jaskiniowe dzieci,
Nie zbierały nigdy śmieci,
I sprzątały ramię w ramię
Pomagały swojej mamie,
Pomagały swojej babci,
I nie rozrzucały kapci.

Nie myślano nawet wtedy,
Że sprzątanie to trzy biedy,
Że im ciąży ten porządek,
Skalnych domów, leśnych grządek,
Pierwotnymi instynktami
Tak walczono z chorobami,
Pozbywano się zarazków
Wśród ogniska ciepłych trzasków.

Kiedy człowiek żył w jaskini,
To nie myślał o sprzątaniu,
Co dzień sprzątał, regularnie,
Przy wstawaniu, zasypianiu…
Naśladował świat w około
I porządek jego wkoło 
Naturalnym rzeczy stanem
Jest porządku zachowanie.

Katarzyno

Życzenia


W rocznicę Twojego narodzenia,
życzymy Ci marzeń spełnienia...

Kochających ramion, co dzień rano
Atrakcji podczas niezliczonych wakacji
Tantrycznych przyjemności w bliskości 
Afirmowanych rzeczy chcianych
Rozumu głosu w huśtawkach losu
Zabawy dzikiej wrzawy
Yaris Toyoty lub innej rzeczy ochoty
Nadziei w dni chwilowej beznadziei
Odpoczywania, by siła była do codziennego wstawania...

Wszystkiego najlepszego,
Nawet tego,
Co w alfabecie imienia się nie mieści,
I wymagać będzie oddzielnych opowieści

...



Ballada

Na Marcina


O Marcinie chodzą słuchy,
Że uwielbia pogaduchy
A wieść niesie że w Marcina
Się powiastki rozpoczyna
Więc zaczynam tę balladę
Właśnie kiedy metrem jadę

Jako dziecko powstałe z miłości
Marcin na świat przyszedł w radości
Od pieluszki był dzieckiem wesołym
Choć nie zawsze chciał chodzić do szkoły
Ojciec nauczył go rozsądku
I zamiłowania do porządku
Matka pokazała energię wszechrzeczy
I niewidzialne widzieć nauczyła rzeczy
Więc wyrósł Marcin na człowieka
Co za rozumem idąc na magię czeka

Lecz serce ma swoje pragnienia
I kreuje dziwne marzenia
I tak w przypadku Marcina
Wyśniła mu się własna rodzina

Znalazł dziewczynę, lecz coś nie grało
Bo uśmiechała się za mało
Jedna była ładna lecz leniwa,
Druga złośliwa i opryskliwa,
Trzecia i czwarta nie warte słów
I jakoś sam Marcin został znów

Gdy mu życie pokazało
Ze nie łatwo karmić ciało,
Bez uszczerbku na rozumie,
Dojrzał on Martynę w tłumie
Poszedł dzielnie na siłownię
Robić bicka, zmienił spodnie,
A tam ona ślicznie stała
I już się doń uśmiechała
Pierś wypięła w jego stronę
I już chciał ją mieć za żonę

Lecz choć zalety wszystkie miała
Była jeszcze całkiem mała
Więc on tylko cieszył oczy
Aż szesnasty rok jej wskoczy

Gdy nareszcie to się stało
Zastanawiał się niemało
Potem rzucił się na kwiaty
I nalewkę wziął dla taty
Udał się do Wołomina
Gdzie czekała go dziewczyna
Matce ręce ucałował
Ojcu szczerość swą ślubował
Puścił oko do jej brata
I ją zabrał na kraj świata
… A przynajmniej do Warszawy
Nie żałował jej tam kawy
Żeby w nocy sił starczyło
Na to żeby było miło
Chciał z nią sam na sam już pożyć
Wszak już mogli się chędożyć
Więc cieszyli się ze sobą
Na kanapie, pod komodą
W kuchni oraz w przedpokoju
Przed sąsiadem, po kryjomu,
Na wypadach motocyklem
I na trawie pod kocykiem…

Gdy już meble wszystkie znali
Się szybciutko dogadali
Ze chcą własne mieć mieszkanie
Na kochanie i gadanie

W codzienności zagmatwaniu
Zarabianiu i przepracowaniu
Ich życzenie się spełniło
I mieszkanie urządziło
Własne kąty napełniali
Marzeniami, przetworami
A gdy było już skończone
Marcin zbierał na pierścionek
Wszak już był tak wychowany
Że szczęśliwie zakochany
Docenić umiał uroki dziewczyny
Co ma usta jak maliny
W głowie olej i do tego
Nie chce żadnego innego

Wszak tak rzadko się zdarzało
Karmić na raz duszę i ciało

Lecz, że swojej Martyneczce
On chce dawać co najlepsze
Będzie zbierał czas niemały
By czarny diament kupić cały

Lecz nie trzeba się przejmować
Czy za bardzo zastanawiać
Jestem pewna, że za chwilę
Będą mieli szczęścia tyle
Że dopełnieniem ich miłości
Będzie dziecko wielu radości
Co od pieluszki będzie wesołe
Może nawet polubi szkołę
Dziadek nauczy go rozsądku
I zamiłowania do porządku
Babcia pokaże energię wszechrzeczy
I niewidzialne widzieć nauczy rzeczy
Rodzice dadzą przykład szałowy
Jak ciało pieszcząc nie zaniedbać głowy
I wyrośnie dziecię ich na człowieka
Co za rozumem idąc na magię czeka

I ja tam z nimi będę
Surową jeść rybę
Maczać ją w sosie sojowym
I mówić co przyjdzie do głowy
Bo o Marcinie chodzą słuchy,
Że uwielbia pogaduchy


Opowieść ta sens ma mały
Ale jakże doskonały
Ze dla każdego Marcina
Jest na świecie jakaś Martyna

Stories by Klaudia KiKi on Medium

Życzenia - zbiór