poniedziałek, 2 grudnia 2019

Ballada

Na Marcina


O Marcinie chodzą słuchy,
Że uwielbia pogaduchy
A wieść niesie że w Marcina
Się powiastki rozpoczyna
Więc zaczynam tę balladę
Właśnie kiedy metrem jadę

Jako dziecko powstałe z miłości
Marcin na świat przyszedł w radości
Od pieluszki był dzieckiem wesołym
Choć nie zawsze chciał chodzić do szkoły
Ojciec nauczył go rozsądku
I zamiłowania do porządku
Matka pokazała energię wszechrzeczy
I niewidzialne widzieć nauczyła rzeczy
Więc wyrósł Marcin na człowieka
Co za rozumem idąc na magię czeka

Lecz serce ma swoje pragnienia
I kreuje dziwne marzenia
I tak w przypadku Marcina
Wyśniła mu się własna rodzina

Znalazł dziewczynę, lecz coś nie grało
Bo uśmiechała się za mało
Jedna była ładna lecz leniwa,
Druga złośliwa i opryskliwa,
Trzecia i czwarta nie warte słów
I jakoś sam Marcin został znów

Gdy mu życie pokazało
Ze nie łatwo karmić ciało,
Bez uszczerbku na rozumie,
Dojrzał on Martynę w tłumie
Poszedł dzielnie na siłownię
Robić bicka, zmienił spodnie,
A tam ona ślicznie stała
I już się doń uśmiechała
Pierś wypięła w jego stronę
I już chciał ją mieć za żonę

Lecz choć zalety wszystkie miała
Była jeszcze całkiem mała
Więc on tylko cieszył oczy
Aż szesnasty rok jej wskoczy

Gdy nareszcie to się stało
Zastanawiał się niemało
Potem rzucił się na kwiaty
I nalewkę wziął dla taty
Udał się do Wołomina
Gdzie czekała go dziewczyna
Matce ręce ucałował
Ojcu szczerość swą ślubował
Puścił oko do jej brata
I ją zabrał na kraj świata
… A przynajmniej do Warszawy
Nie żałował jej tam kawy
Żeby w nocy sił starczyło
Na to żeby było miło
Chciał z nią sam na sam już pożyć
Wszak już mogli się chędożyć
Więc cieszyli się ze sobą
Na kanapie, pod komodą
W kuchni oraz w przedpokoju
Przed sąsiadem, po kryjomu,
Na wypadach motocyklem
I na trawie pod kocykiem…

Gdy już meble wszystkie znali
Się szybciutko dogadali
Ze chcą własne mieć mieszkanie
Na kochanie i gadanie

W codzienności zagmatwaniu
Zarabianiu i przepracowaniu
Ich życzenie się spełniło
I mieszkanie urządziło
Własne kąty napełniali
Marzeniami, przetworami
A gdy było już skończone
Marcin zbierał na pierścionek
Wszak już był tak wychowany
Że szczęśliwie zakochany
Docenić umiał uroki dziewczyny
Co ma usta jak maliny
W głowie olej i do tego
Nie chce żadnego innego

Wszak tak rzadko się zdarzało
Karmić na raz duszę i ciało

Lecz, że swojej Martyneczce
On chce dawać co najlepsze
Będzie zbierał czas niemały
By czarny diament kupić cały

Lecz nie trzeba się przejmować
Czy za bardzo zastanawiać
Jestem pewna, że za chwilę
Będą mieli szczęścia tyle
Że dopełnieniem ich miłości
Będzie dziecko wielu radości
Co od pieluszki będzie wesołe
Może nawet polubi szkołę
Dziadek nauczy go rozsądku
I zamiłowania do porządku
Babcia pokaże energię wszechrzeczy
I niewidzialne widzieć nauczy rzeczy
Rodzice dadzą przykład szałowy
Jak ciało pieszcząc nie zaniedbać głowy
I wyrośnie dziecię ich na człowieka
Co za rozumem idąc na magię czeka

I ja tam z nimi będę
Surową jeść rybę
Maczać ją w sosie sojowym
I mówić co przyjdzie do głowy
Bo o Marcinie chodzą słuchy,
Że uwielbia pogaduchy


Opowieść ta sens ma mały
Ale jakże doskonały
Ze dla każdego Marcina
Jest na świecie jakaś Martyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stories by Klaudia KiKi on Medium

Życzenia - zbiór